Émile Jaques-Dalcroze w Polsce

Redakcja Ewa Jakubowska

Tekst został opracowany głównie w oparciu o artykuły publikowane w ówczesnej prasie polskiej. Cytując te najciekawsze, pozostawiam oryginalną pisownię, również z licznymi – niestety – błędami w zapisie nazwiska Jaques-Dalcroze, którego pierwszy człon najczęściej zawiera w środku dodatkową literę c (Jacques) i traktowany jest jako imię. Zdarza się nawet zmieniona („spolszczona”) jego wersja, z Jacques =Jakub na Jakób.

Emile Jaques-Dalcroze odwiedził Polskę dwukrotnie, po raz pierwszy w 1911 roku (14-15 stycznia), po raz drugi w roku 1927 (15-20 listopada). Obie wizyty były wcześniej kilkakrotnie zapowiadane w prasie.

Według relacji jego siostry, Helène Brunet-Lecomte, pierwsza wizyta była wyjątkowo męcząca. Grupa, po nocnej podróży, dotarła do Warszawy w sobotę, 14-go stycznia, o godz. 4 rano. Prasa – jak na owe czasy – szeroko rozpisała się na ten temat.

26 listopada 1910 roku, w wieczornym wydaniu czasopisma Słowo (w kronice miejskiej, pod hasłem „Oddychanie rytmiczne„) zamieszczono informację, iż poprzedniego wieczora w lokalu „Urania” odbyło się comiesięczne zebranie członków Towarzystwa Wychowania Przedszkolnego, na którym Profesor Wacław Jezierski (profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wizytator szkół II Rzeczypospolitej, doktor filozofii, geograf i przyrodnik) odczytał referat Franciszki Kutnerówny o metodzie. Następnie poinformował zebranych, iż w styczniu, następnego roku, Jacques-Dalcroze złoży wizytę w Warszawie wraz z grupą uczennic, a także wygłosi ilustrowany pokazem referat poświęcony gimnastyce rytmicznej.

Przed pierwszą wizytą ukazało się kilka artykułów, których autorzy starali się zapoznać czytelników z założeniami Metody Jaques-Dalcroze`a, w tym m. in. Henryk Opieński (Nowa Gazeta, 27. X. 1909). Autorzy cytowanych przeze mnie artykułów – zarówno Opieński, Szopski jak i Józef Rosenzweig – już wcześniej obserwowali prowadzone w Hellerau zajęcia i pokazy rytmiki.

Opieński – na wstępie – z wyraźnym zdziwieniem stwierdza, iż pomimo niskiego poziomu muzykalności Szwajcarów i słabo rozwiniętego zmysłu artystycznego [sic] pojawił się ktoś, kto odgrywa tak ważną rolę w rozwoju współczesnej kultury muzycznej. Dalej pisze:

„Wychowanie dzisiejszej młodzieży, o twarzach bladych, przygarbionych plecach, jest jednostronne, przepojone intelektualizmem; kształcenie fizyczne jako tło wychowania estetycznego, jako nieodłączny czynnik w rozwoju uczuć i woli, zaniedbane jest w wysokim stopniu. W najlepszym razie zwraca uwagę na tak zwaną «gimnastykę szwedzką»która traktowana bywa jako rodzaj mechanicznego w celach higienicznych ćwiczenia, a oderwaną jest zupełnie od głębszych zadań racyonalnego fizycznego wychowania.

Wychodząc ze starej greckiej zasady, że muzyka i gimnastyka kształcą ducha i ciało, stworzył Jaques-Dalcroze system swój gimnastyki rytmicznej, będący nietylko nauką gimnastyki i nauką muzyki, ale oparty na zasadzie budzenia uczuć estetycznych, stanowi system wychowawczy godny głębszej uwagi naszych pedagogów i rodziców.

Alfą i omegą nowej metody są marsze. Jaques-Dalcroze zestawił w nader zręczny sposób cały system marszów i wolnych ćwiczeń, które z jednej strony mają duże znaczenie dla rozwoju ciała, z drugiej zaś strony są podporą i środkiem pomocniczym w nauczaniu muzyki i śpiewu. Jego ćwiczenia gimnastyczne budzą i rozwijają poczucie rytmu, dają pojęcie dziecku o różnych kombinacyach taktu, o wartości czasu i nut, pauz etc. etc. Nie byłoby trudem wykazać, w jak prosty sposób wszelkie pojęcia muzyczne mogą być uzmysłowione przez ruchy ciała. Ponieważ, według Jaques-Dalcrozeʼa, tak często spotykana arytmiczność wypływa jedynie z nieopanowania ruchów, z tego, iż dana jednostka nie jest w stanie skombinować rozbieżnych ruchów, a nawet nie może dwu lub kilku ruchów wykonać jednocześnie lub szybko raz za razem, to nie jest ruchów swoich panem, lecz przeciwnie ich niewolnikiem, uznał on za konieczne przez odpowiednio obmyślane ćwiczenia doprowadzić do bezpośredniej władzy nad poruszeniami poszczególnych członków; środkiem do tego jest wyrobienie niezależności owych poruszeń oraz samorzutność woli.

Do wyrobienia niezależności służą ćwiczenia gimnastyczne, w których różnorodne części ciała wykonują współcześnie rozmaite ruchy; druga faza ćwiczeń polega na tem, iż na nieprzewidzianą komendę trzeba zmienić ruch; wszystko oczywiście na tle rytmów muzycznych.

Rozważmy, z punktu psychologicznego każdy ruch ma dwie właściwości: dokładność i rytm. Dokładność wynika z doskonałej działalności ośrodków nerwowych, wywołujących skurcze tego tylko mięśnia lub mięśni, które są niezbędne dla danego ruchu czy przejawu siły. Otóż jest dowiedzionem, iż w odpowiednich ośrodkach kory mózgowej lokalizacya jest początkowo bardzo niewyraźna i że różne ich części różniczkują się dopiero pod wpływem ćwiczenia. Specyalizacya ta jest w znacznej części dziełem samego organu. Ponieważ jest ona nieskończenie ważną, należy się starać aby z jak największą dokładnością tę specyalizacyę ustalić. Stosowne ćwiczenie powinno mieć za punkt wyjścia zasadę wprawiania w ruch coraz mniejszych grup mięśni, czyli że podstawą metody winno być specyalizowanie ćwiczeń mięśniowych i coraz bardziej umiejscowione ruchy.

Tyle co do dokładności. Rytm mięśniowy wynika z dokładnego opanowania ruchu. Jest on wyrazem doskonałego współdziałania rozmaitych części ośrodków kory mózgowej. Stworzyć a raczej wyrobić poczucie rytmu za pomocą ruchów ciała jest jednym z głównych celów gimnastyki rytmicznej. Według założenia metody uczeń musi wykonać pewną ilość różnorodnych ćwiczeń, w których mięśnie muszą być posłusznym i bezpośrednim wykonawcą woli”.

W tym miejscu autor tekstu przytacza słowa Jaques-Dalcrozeʼa: «Winniśmy wypowiedzieć wojnę wszelkiej nerwowości, a chcąc zwyciężyć, musimy starać się o to, aby rozwijać ośrodki nerwowe i kierować nimi, aby nerwy funkcyonowały prawidłowo, a mięsnie posiadały siłę i elastyczność. Harmonia ciała i ducha wymaga harmonijnego systemu nerwowego».

Dalej pisze:

„Po za rozwojem cielesnym młodzieży, po za wzmacnianiem zdrowia, siły, wytrzymałości i zręczności, po za tem wszystkim, o czem mowa wyżej, ma gimnastyka rytmiczna na widoku dwa cele kulturalne, i na tem polega jej przewaga: – wyrabia pierwszy kardynalny warunek, muzykalność i poczucie rytmu oraz objawia dziecku piękność linii, harmonii ruchów i budzi w nim zdolność odczuwania plastyki.

Jest jedna cecha gimnastyki rytmicznej [która] zwraca na siebie uwagę: jest to rozwijanie wyrazu, ekspresyi.

Marsze, służące jako organiczna podstawa ćwiczeń, wykonywane bywają w różnym tempie, od szybkich do zupełnie powolnych. Sztuka wymierzania długich odstępów czasu wymaga spokoju ducha, sztuka zaś wykonywania powolnych ruchów cielesnej równowagi. Ponieważ podobne, powolne ruchy trudno wykonywać bez pewnego wyrazu, uważał twórca nowej metody za pożądane, w celu łatwiejszego uzmysłowienia ekspresyi ruchu, podkładać pod nie pewne obrazy z dziedziny myśli”.

Przed przyjazdem Jaques-Dalcrozeʼa do Warszawy, przebywający w Szwajcarii Ignacy Paderewski przysłał do Zarządu Filharmonii – organizatora pokazu – telegram, który został opublikowany w Kurjerze Warszawskim 13 stycznia.

„Dowiaduję się o zapowiedzianem przybyciu do Warszawy prof. Jakóba [sic] Dalcrozeʼa, wielkiego muzyka, jednego z najznakomitszych kompozytorów współczesnych. Pragnę tu powiedzieć, że uważam muzykę rytmiczną Dalcrozeʼa jako dzieło pierwszorzędne, wspaniałe w swej prostocie, jako doniosłego znaczenia czynnik potężny i nieporównywany w wychowaniu ogólnym. Pragnę gorąco, ażeby nasza publiczność polska oswoiła się z tą metodą, przyswoiła ją sobie i stosowała ją, ponieważ brak nam rytmu nie tylko w muzyce, a Dalcroze wykłada, jak nikt przed nim, sposób przyswojenia sobie tej metody. Pragnę więc odwołać się tym telegramem do naszej ukochanej publiczności warszawskiej przed występem prof. Dalcrozeʼa, ażeby pokazy jego przyjęła z uznaniem i uwagą, na jakie zasługują”.

Komentarz redakcji:

„Nie mógł prof. Dalcroze wymarzyć sobie lepszego i wiarygodniejszego rzecznika oraz propagatora idei muzycznych swoich, jak mistrz Paderewski, którego tak prostym a pełnym szczerego uznania i zachęty słowem Warszawa da posłuch niezawodnie. Miło nam to i pochlebia, że nasz wielki artysta i obywatel słowa swe w tej sprawie zwrócił do publiczności warszawskiej za pośrednictwem naszego pisma”.

Tego samego dnia w czasopiśmie Słowo ukazał się obszerny tekst Józefa Rozenzweiga, zatytułowany Gimnastyka rytmiczna.

„Gimnastyka rytmiczna?… Nazwa sama przez się tłomaczy niewiele, człowieka zaś słyszącego o niej po raz pierwszy słabo zaciekawia, a nawet usposabia podejrzliwie. Czyż nie dosyć mamy już rozmaitych systemów gimnastyki? Czy określenie rytmiczna nie wskazuje na jakieś sztuczne skombinowanie gimnastyki z muzyką? Lub może w odmiennej oprawie jest to ów taniec melodyjny stworzony przez Izadorę Duncan? Bynajmniej. Wynalazek pedagogiczny Jakóba Dalcroze’a stosowany od lat sześciu, uzyskał w gronie specjalistów opinję idei samodzielnej, nowej i – genialnej. Niepodobna w krótkiej wzmiance dziennikarskiej wgłębiać się w istotę metody Dalcroze’a, analizować jej podstawy psychologiczne, estetyczne i pedagogiczne, opisywać ciekawe jej szczegóły. W danej chwili chodzi mi tylko o zwrócenie uwagi czytelników na zagadnienie zasługujące na uwagę wszystkich interesujących się wychowaniem wogóle, a muzycznem wychowaniem w szczególności.

Jakób Dalcroze, jako profesor konserwatorium genewskiego i przytem urodzony pedagog, zdawał sobie wybornie sprawę z doniosłego znaczenia, jakie w muzyce posiada poczucie rytmu oraz zupełna sprawność mięśni w reagowaniu na to poczucie. Wiadomo, że falowania rytmiczne, które w słuchaniu wydają się czemś prostem i łatwem, wymagają niepowszednich zdolności i wprawy, ażeby w wykonaniu mogły wypaść bez zarzutu. Dalcroze wpadł na myśl, ażeby poczucie rytmu kształcić przez ćwiczenia całego ciała z uwzględnieniem samodzielności i zupełnej niezależności rąk i nóg. Tak np. uczniowie wykonują ćwiczenia, podczas których każda ręka i noga z osobna porusza się w innym takcie, mogą też nagle na komendę zupełnie zmieniać rytmikę.

Rezultat metody był podwójny. Przedewszystkiem Dalcroze w sposób świetny osiągnął niezwykły rozwój poczucia rytmu, polegający na szybkiem obejmowaniu zawiłych kombinacyj, na precyzji i pewności poruszeń. Była to zdobycz w zakresie pedagogji muzycznej niezmiernie cenna. Okazało się jednak, że jednocześnie zyskano bardzo wiele na hygjenie, na sprawności fizycznej, na przytomności umysłu, i, co zatem idzie, na wdzięku w całym sposobie poruszania się. Pierwiastek rytmiczny jest bowiem zasadniczy nietylko w muzyce, ale i w przejawach wszelkiego życia.

Nie trzeba jednak przypuszczać, by na kształceniu zmysłu rytmicznego ograniczała się działalność pedagogiczna Dalcroze’a. Jest to zaledwie połowa jej zakresu. W połączeniu z ćwiczeniami Dalcroze przeprowadza racjonalną metodę rozwijania słuchu absolutnego. Zasada jest prosta i bardzo pomysłowa, polega zaś na formowaniu wszelkich tonacyj nie od toników do toniki, ale w jednym jedynym odcinku od c. do c. Uczniowie dochodzą do rezultatów wprost fenomenalnych, z których najbardziej zdumiewającym jest czytanie nut chórem i prowadzenie głosów prawidłowe podług basu cyfrowanego. Olbrzymie znaczenie metody Dalcroze’a można zrozumieć dopiero wtedy, gdy się zważy, że naukę mogą rozpoczynać dzieci już w siódmym roku życia, gdyż jest ona w połowie zabawą, w wysokim stopniem ćwiczeniem hygjenicznem. Tym sposobem, po kursie pięcioletnim, czyli w dwunastym roku życia, dziecko dochodzi do tak wysokiego umuzykalnienia, jakiego mu niejeden dojrzały fachowiec pozazdrościć może.

Nic więc dziwnego, że znawcy, którzy badali na miejscu system pedagogiczny Dalcroze’a utrzymują, że gimnastyka rytmiczna w przyszłości musi stać się wprost niezbędną podstawą wszelkiego wychowania muzycznego”. (…)

Zgodnie z relacją siostry Jaques-Dalcroze`a, podczas tej wizyty odbyły się dwa pokazy. Pierwszy w sobotę wieczorem (14-go stycznia), o 20.00-tej, w Filharmonii, drugi – w niedzielę, nie o godz. 11.00 lecz o 12.30 (też w Filharmonii). Kurjer Warszawski poinformował czytelników, że spotkanie zostanie poparte objaśnieniami twórcy metody i będzie stanowić „niezwykłą ucztę artystyczną, gdyż ćwiczenia te mają pozornie podobieństwo do nowoczesnego tańca Duncan, jakkolwiek zasadniczo bardzo się różnią. Grupa najzdolniejszych uczennic słynnego muzyka pedagoga będzie wykonywała szereg arcywdzięcznych i pięknych obrazów ćwiczeń pod kierownictwem swego mistrza”.

Ponadto Filharmonia dla uczniów obniżyła niedzielne ceny biletów o 50%.

Sobotniemu pokazowi (po uroczystej kolacji) przewodniczyli wybitni artyści. Trwał (podobno) do 3 rano. Siostra, w biografii brata, pisze: „w niedzielę [15 stycznia] o godz. 11.00 odbyła się konferencja, a o godz. 14.00 nastąpił wyjazd powrotny do Hellerau”. Podała też informację (w biografii brata), że przed wyjazdem z Warszawy, w momencie opuszczania hotelu, wydarzył się incydent o charakterze „politycznym”, ponieważ odmówiono grupie zwrotu paszportów. Na szczęście prefekt policji, po skontaktowaniu się ze strażą graniczną, wydał decyzję o zwróceniu dokumentów. Przyjazd do Hellerau miał nastąpić o 10 rano.

Kurjerze Polskim, z 15-go stycznia, autor – podpisany inicjałem Hp. (Feliks Halper? M.B.)– zrelacjonował sobotni wieczorny pokaz:

„Byliśmy wczoraj świadkami niezwykło zajmujących pokazów ćwiczeń gimnastyki rytmicznej. Jaques-Dalcroze, którego ideja przed kilku laty krzewić się zaczęła nad Lemanem [chodzi o jezioro genewskie, M.B.] zdołał swoją gimnastyką rytmiczną zainteresować cały świat cywilizowany. Jest to w samej rzeczy pomysł, który jako reforma pedagogiczna ma pierwszorzędne znaczenie. Rzecz oparta pozornie tylko na wyrabianiu poczucia rytmu za pomocą odpowiednio zastosowanej gimnastyki prowadzi w swoich konsekwencjach do pięknego rozwoju wszystkich władz umysłowych, kształcąc przedewszystkiem wolę. Jako najważniejszy czynnik samowiednych ruchów – i działając nadzwyczaj świetnie na system nerwowy przyczyniając się jednem słowem do wytwarzania zdrowej duszy w zdrowem ciele. Te próby muzykalnego wyrobienia, jakie na drodze ćwiczeń w gimnastyce rytmicznej pokazywał p. Jaques-Dalcroze na swoich czterech uczennicach, mogą zaimponować najbardziej wykształconemu i rutynowanemu muzykowi: umiejętność kombinowania rytmów, równoczesnymi ruchami głową, rękami i nogami, wyrabianie absolutnego słuchu etc. etc., są owocami długoletniej pracy i wskazują równocześnie jakie owoce przynieść może ten prawdziwie genjalnie przez Jaques-Dalcroze’a wynaleziony system. Sala była pełna”.

Z kolei, 16-go stycznia, Henryk Opieński, po obejrzanych obu pokazów, opublikował w Nowej Gazecie recenzję, zatytułowaną Odczyt i pokazy ćwiczeń gimnastyki rytmicznej Jaques-Dalcroze’a.

„Żadne, najbardziej entuzyastyczne i najbardziej analityczne artykuły nie byłyby w stanie dać tego pojęcia o metodzie Jaques-Dalcroze’a, i jej konsekwencyach, jak sobotnio i niedzielne pokazy, poprzedzone słowem wstępnem. Inicyatorom tego projektu szczera się należy wdzięczność, że dali sposobność publiczności naszej zapoznania się z tą metodą pierwszorzędnego edukacyjnego znaczenia. Bo „gimnastyka rytmiczna” to nietylko środek pedagogiczny w celu rozwijania sił fizycznych i poczucia muzycznego rytmu, jest to zarazem metoda, której działanie dobroczynne rozciąga się i na system nerwowy, na kształcenie woli, na szybkość oryentacyi, bystrość obserwacyi, jednem słowem pobudza czynniki stwarzające człowieka «zdrowego duchem i ciałem». I nie trzeba identyfikować gimnastyki rytmicznej z gimnastyką przy muzyce; zastrzega się przeciw temu wyraźnie Jaques-Dalcroze czyniąc różnicę między gimnastyką metryczną a rytmiczną; wyczuwanie najsubtelniejszych rytmów i wyrażanie ich ruchami ciała, a nie maszerowanie, lub szwedzka gimnastyka w takt muzyki, jest podstawą metody Dalcroze’a; winni to sobie zapamiętać różni domorośli mistrzowie gimnastyki, aby nie wprowadzać w błąd ani drugich, ani siebie.

Przypuszczam, że ogólne wrażenia sobotnich i niedzielnych pokazów jeszcze nie zupełnie utrwaliły zrozumienie potrzeby szerszego zastosowania metody Jaques-Dalcroze’a; większość słuchaczów wyobraża sobie niewątpliwie, że do podobnych, jakie widzieliśmy, rezultatów, dojść mogą tylko wyjątkowe organizacye muzyczne; otóż ogólnego zastosowania metody Dalcroze’a nie trzeba brać pod kątem tak rafinowanego muzycznie wykształcenia, jakie wykazały cztery popisujące się uczennice; ta znajomość solfeggiów, wyrobienie absolutnego słuchu, umiejętność czytania czterogłosowo cyfrowanego basu, są to najwyższe stopnie muzycznego wyrobienia, do których nie każde dziecko dążyć może i powinno. Wykształcenie muzyczne o wiele niższe, będzie już w wielu wypadkach zupełnie dostatecznem, a główny czynnik edukacyjny, t. j. wyrobienie woli, poczucie rytmu, panowanie nad sobą, szybkość oryentacyi, to zalety zdobywa się w stosunkowo odpowiedniej dozie na każdym stopniu wykształcenia w rytmicznej gimnastyce. Pięknem w tej metodzie jest mimowolne połączenie ruchów, czysto rytmiczne mających znaczenie z ideą taneczną; ćwiczenia te często bowiem przybierają pozór tańca i wtedy wkraczają w dziedzinę sztuki plastycznej, która w naszem pokoleniu, na szkodę poczucia piękna, bardzo zaniedbaną została; niema to jednak nic wspólnego z wolnym tańcem Isadory Duncan! Pragnęlibyśmy aby idee Jaques-Dalcroze’a przyjęły się u nas z czasem naprawdę, może zainteresowanie, jakie dotychczas wzbudzić się starała uczenica jego p. Fr. Kutnerówna, założycielka pierwszej u nas szkoły gimnastyki rytmicznej, po ostatnich występach wzrośnie i do jakiś pozytywnych doprowadzi rezultatów! A słusznie w swym telegramie zaznaczył Paderewski: Nam tak rytmu potrzeba!”

Tego samego dnia, w czasopiśmie Goniec Wieczorny, Felicjan Szopski zamieścił obszerny artykuł, w którym prezentuje założenia metody jak również relacjonuje sobotni, wieczorny pokaz, poprzedzony wykładem (cytuję artykuł prawie w całości):

Obserwując wyniki sławnej metody Dalcrozeʼa mamy do czynienia ze zjawiskiem, które w dziedzinie pedagogiki muzycznej może być epokowe i które oprócz ściśle muzycznego znaczenia ma w swej istocie nieocenione źródło pierwiastków dobrych, niezmiernie ważnych jako część integralna wykształcenia ogólnego.

O metodzie Dalcrozeʼa nie potrzebujemy mówić dzisiaj jako o rzeczy polegającej na teoretycznych wnioskach i przypuszczeniach, mogących się sprawdzić lub niesprawdzić. Po latach pracy przedstawia nam jej autor skutek realny, rzeczywisty, świadczący o tem, jak niesłychanej wagi był pomysł, jak trafne było przeprowadzenie tej idei, rezultat wprost zadziwiający.

Nazwisko Dalcrozeʼa i słowa pełne uznania dla jego pracy pedagogicznej dochodziły do nas już od lat kilku, interesowali się tem jednak tylko niektórzy muzycy. Dziś, dzięki inicjatywie osób przeświadczonych o użyteczności metody i pragnących zaszczepić ją na gruncie naszym, Dalcroze urządził dwa odczyty, połączone z pokazem najważniejszych ćwiczeń szkoły, ogół nasz może zainteresuje się sprawą, o której już mówią we wszystkich centrach kulturalnych Europy. Nie dla każdego mogło być dostępne zrozumienie na czem polega niesłychana trudność niektórych ćwiczeń, wykonywanych przez uczennice, wszyscy jednak na samych przykładach łatwiejszych zauważyć mogli doniosłość nauki Dalcrozeʼa.

Jakiż jest cel tej gimnastyki rytmicznej? Są w niej przedewszystkiem dwa cele zasadnicze, zespalające się w ciągu nauki w jedną nierozerwalną całość. Z wyrobieniem niezmiernie wyrafinowanego poczucia rytmu, słuchu absolutnego i nadzwyczajnej muzykalności, z jaką opanowuje uczeń całe wzajemne ustosunkowanie tonacji, łączy się tu olbrzymie wprost oddziaływanie na stronę psychiczną ucznia, w kierunku skupienia myśli, woli, pamięci, szybkiego orientowania się, w kierunku świadomego opanowania i pewności ruchów. I w tem drugiem właśnie tkwi istota znaczenia metody w ogólnej pracy wychowawczej.

W krótkim treściwym odczycie opowiedział w sobotę Dalcroze swoją teorię i podstawy gimnastyki rytmicznej. Zaznaczył przedewszystkiem, że określenie słowami wszystkich subtelnych szczegółów nauki uważa za zbyt trudne. Nie da się opisać dokładnie to, co w ćwiczeniach praktycznych wyrabia jakby specjalny zmysł usystematyzowanych wrażeń rytmicznych w muskułach. Do pewnego stopnia można jednakże opisać co jest nauki zasadą.

Wiadomo, że u nienormalnych dzieci rytmiczne ruchy członków wpływają bardzo dodatnio na wyrobienie zgodności między systemem nerwowym, skąd wychodzi inicjatywa woli, a ciałem, organem wykonawczym. Jeśli to działa na chorych w ten sposób, musi działać i na zdrowych w sposób bardzo kształcący, zwłaszcza, jeżeli w miejsce gimnastyki zwykłej, którą prelegent nazywa metryczną, użyjemy gimnastyki rytmicznej.

Oparcie się na ćwiczeniach rytmicznych, których wzór odnajdujemy w muzyce wysubtelnia sprawę w sposób wyrafinowany i doprowadza do celów, jakim są: dowolne opanowanie różnych stopni napięcia w muskułach, zupełna niezależność i swoboda ruchu różnych części ciała. Ćwiczenia w tym kierunku doprowadzają do zdolności nadzwyczaj szybkiej realizacji zamierzonych ruchów i wielkiej pewności, a w dalszym ciągu są przyczyną nieocenionej w swojem znaczeniu zalety, jaką jest w człowieku sharmonizowanie zupełne i zrównoważone dwuch walczących ze sobą pierwiastków, ducha i ciała.

W całej tej akcji staje się muzyka niezmiernie pomocną. Ciało zmienia się w instrument piękna uduchowionego. Obowiązkiem naszym jest dążenie do odpowiednio harmonijnego rozwinięcia ciała i ducha, a analogicznie do jednostek rozwijać się mogą całe generacje i społeczeństwa, regulując swoje wspólne życie organiczne.

Rozwój muzykalności objawiającej się w odczuwaniu rytmu i w wyrobieniu słuchu doprowadza Dalcrozeʼa do doskonałości niebywałej, a trudnej po prostu do pomyślenia u uczennic o talencie muzycznym przeciętnym.

Długi szereg ćwiczeń, które wykonały cztery uczennice odnosił się do podziału i akcentacji metrycznej, rozwoju woli, słuchania wewnętrznego, przedstawiania muzycznych wartości czasu, wykonywania o takt później motywów granych przez nauczyciela, co tworzy rodzaj kanonu między grającym, a marszem i ruchami uczennic, do okazania niezależności członków, wykonywania danego rytmu w tempie dwa lub trzy razy wolniejszem, do tak zwanego plastycznego kontrapunktu, polyrytmji, akcentuacji patetycznej, cieniowania ruchu i siły.

W pierwszym ćwiczeniu akcentuje uczeń mocne części taktu tupnięciem, co odbywa się w marszu przy muzyce nauczyciela improwizującego dowolne melodje i komenda «hop » oznaczająca zmianę rytmu. W ćwiczeniu drugiem na żądanie nauczyciela zatrzymują się uczennice, posuwają naprzód, w tył, robią skoki, kładą się, wstają, wśród ustawicznego przestrzegania rytmu granej kompozycji. W ćwiczeniach na niezależność członków głowa wykonywa ruchy w innym takcie, ręce w innym, nogi maszerują również w innym takcie.

Polyrytmia nasuwa trudności, do pokonania których potrzebny jest nadzwyczaj wysoki stopień muzykalności. Nauczyciel gra dwa różne rytmy, uczniowie wykonywują jeden rękami, drugi w marszu, albo też wykonywują trzy głosy kanonu, jeden śpiewem, drugi wybijaniem rękami, trzeci marszem. Jest to kombinacja przedstawiająca niezwykłą trudność dla najzdolniejszego, wykształconego nawet muzyka. Sztukę tak zwanych solfedźiów, czyli sztukę czytania nut głosem i rozwój poczucia tonów doprowadził Dalcroze do doskonałości nie spotykanej nigdzie. Poznawanie tonacji, śpiewanie wypisanych na tablicy melodji, wykonywanie jej z pamięci, improwizowanie melodji modulujących do zadanej tonacji [patrz podręczniki solfeżowe J-D; M.B.], wszystkie sztuczki, najtrudniejsze w tym kierunku, są dla uczenic wyrobionych, jakie nam przedstawił Dalcroze, najzupełniejszą błahostką, którą się zabawiają z całkowitą swobodą.

Nadzwyczajnym rezultatem tych studjów trzeba nazwać śpiewanie kilkugłosowych połączeń akordowych, według danego na tablicy głosu z wycyfrowanemi akordami. Polega to na teorji tak zwanego „generałbasu”, znanej dobrze wszystkim naszym uczniom, kształcącym się w muzyce. Takie szeregi akordów łatwe są do czytania w myśli nawet dla uczniów zdolnych, ale nie każdy z nauczycieli potrafi doprowadzić do tego, aby cztery uczennice o średnim talencie, czytały od razu zadanie tego rodzaju głosami i to trafiając w tonacje.

Wobec ogromu rezultatów tej pracy powinniśmy zwrócić na nią uwagę jak najbaczniejszą i starać się co prędzej o wykwalifikowanych nauczycieli, którzyby zdołali i na naszym, niezbyt muzykalnym gruncie posiać ziarno z owocu metody tak znakomitej”. (…)

Wiersz Do p. J. Dalcroza – „wynalazcy” gimnastyki rytmicznej, czasopismo MUCHA 1911, nr 3, s. 9.

*

W 1912 roku, po pierwszej wizycie Jaques-Dalcroze`a, ukazała się broszura, zatytułowana Metoda E. Jaques-Dalcroze’a, opatrzona wstępem Tadeusza Micińskiego. Ponieważ jest dostępna w domenie publicznej dlatego podaję link: 

Z kolei, w czasopiśmie Dziecko, w marcu 1914 roku ukazał się interesujący artykuł (autorka – J. Tyszkówna), skierowany do pedagogów, zatytułowany Szkoła gimnastyki rytmicznej w Hellerau i jej filia w Warszawie. Chodziło oczywiście o szkołę Janiny Mieczyńskiej. Podaję link i życzę miłej lektury, nie tylko artykułu, ale także całego numeru czasopisma. 

Dziecko, czasopismo poświęcone wychowaniu domowemu i społecznemu. R. 1 (2), 1914, z. 3 (12); źródło – CRISPA (uw.edu.pl)

Wspomniany wyżej Tadeusz Miciński z ogromnym zainteresowaniem obserwował działalność Instytutu Jaques-Dalcrozeʼa. Był w Hellerau i zrelacjonował w prasie polskiej wrażenia z obejrzanej słynnej inscenizacji Orfeusza Glucka, wystawionej na koniec roku szkolnego 1911-1912, w opracowaniu Jaques-Dalcroze`a, przy współpracy Appi. (Popisy szkoły Jaques-Dalcrozeʼa w HellerauNowa Gazeta, 10 sierpnia 1912). W tym samym roku, zaledwie miesiąc wcześniej, 14-go lipca, opublikował w Kurjerze Warszawskim artykuł Instytut Dalcroze`a w Hellerau.

Pismo Epoka, z dnia 11 kwietnia 1927 roku donosi (oryginalny język i pisownia):

Ku czci twórcy metody rytmiki

„D. 9 b. m. odbyło się w lokalu min. wyzn. rel. i ośw. publ. zebranie organizacyjne w celu założenia komitetu, któryby zaprosił do Warszawy twórcę metody rytmiki Emila Jacques-Dalcroze’a. 

P. Dalcroze na zaproszenie Anglji, Szwecji i Węgier rozpocząć ma niebawem tournée po tych krajach, sprawa jest zatem aktualna. Posiedzenie odbyło się pod przewodnictwem p. H. Opieńskiego, sekretarzował p. pułk. Wielełyński. Po wygłoszeniu referatu o metodzie Dalcrozeʼa przez p. Kutnerównę, inicjatorkę zebrania, obecni uprosili p. Opieńskiego, aby przy sposobności swego wyjazdu do Genewy, zechciał zaprosić p. Dalcroze’a do Warszawy. Niezależnie od szerszego komitetu wybrano komitet wykonawczy, do którego weszły m. in. pp. Kutnerówna, Kreutzowa, Robowska, Klechniowska [Janinę Mieczyńską zignorowano, chociaż była uczennicą Jaques-Dalcrozeʼa w Hellerau i od 1912 roku prowadziła w Warszawie swoją szkołę – jako filię Instytutu z Hellerau, oczywiście zignorowano, przyp. M.B.]”

Henryk Opieński, przebywający wówczas w Morges (w Szwajcarii), przed planowanym przyjazdem Jaques-Dalcrozeʼa przysłał do redakcji Kurjera Warszawskiego tekst, zapowiadający tę niezwykle ważną, ponowną wizytę w Polsce i przygotowujący do niej warszawską publiczność.

Cytuję:

„Wobec zapowiedzianego na połowę listopada przyjazdu do Warszawy Emila Jacques – Dalcrozeʼa nie od rzeczy będzie poinformować czytelników o obecnej fazie działalności tego niepospolitego szwajcarskiego pedagoga, którego metoda Rytmiki jest dziś uprawianą na całym świecie.

Wiadomo powszechnie, że na kilka lat przed wojną, Jacques-Dalcroze został kierownikiem wspaniałego Instytutu jego imienia w Hellerau, pod Dreznem. Niemcy zaczęli go wówczas tak bardzo uważać za swojego, że zwrócili się do niego we wrześniu 1914 roku o podpisanie słynnego manifestu, zaczynającego się od słów Es ist nicht wahr… [To nieprawda…]. Jaques-Dalcroze oczywiście podpisu odmówił – stosunki jego z Hellerau i wogóle z Niemcami były zerwane i on sam powrócił do Szwajcarii.

Wówczas to wielbiciele i przyjaciele Dalcrozeʼa umożliwili, mimo ciężkich czasów wojennych, w 1915 roku założenie Instytutu Jacques-Dalcrozeʼa w Genewie. Instytut ten rozwijający się coraz pomyślniej stanowi dzisiaj centrum studiów metody rytmiki. Taką dzisiaj bowiem nazwę nosi metoda zwana dawniej gimnastyką rytmiczną. Zmiana słuszna. Jeśli bowiem przy nauce metody wiele poruszeń ciała wchodzi w zakres gimnastyki, to jednak całość systemu i jego główny cel, to jest stworzenie bezpośredniej harmonii między mózgiem i mięśniami przy reagowaniu na rytmy muzyczne, wykracza daleko poza pojęcie tego, co nazywamy gimnastyką. Przemianowanie to usuwa jednocześnie raz na zawsze wszelkie podszywania się różnych systemów nauki gimnastyki pod firmę Dalcrozeʼa.

Instytut genewski, liczący obecnie około czterystu uczniów, przeznaczony jest głównie dla fachowych studiów Rytmiki; tylko tam wydawane świadectwa oraz dyplomy uprawniają do zakładania szkół i do uczenia według metody Jacques-Dalcrozeʼa. A metoda ta, udoskonalana ciągle, zdobyła sobie dzisiaj istotne wszechświatowe uznanie.

Szkoły rytmiki, prowadzone przez dyplomowanych uczniów Dalcrozeʼa, istnieją dziś na całym świecie (w roku zeszłym otwartą szkołę taką w Nowym Jorku) a głównym i zasadniczym ich celem jest dawanie elementarnych podstaw muzycznych za pomocą wypróbowanego metodycznie systemu solfeżu i właściwej rytmiki. Wszelkie dalsze, bardzo rozległe horyzonty otwierające możliwości stosowania metody do plastyki teatralnej czy tanecznej, wychodzą już poza zakres właściwej metody, w tym przypadku musi być pole zostawione dla indywidualnej fantazji aktorów czy tancerzy. Trzeba jednak aby ta fantazja kierowana była gruntownie nabytą i przetrawiona wiedzą zasad metody…o ile owi aktorzy i tancerze na nią się powołują.(…) [moje podkreślenie M.B.]

W sprawie powyższego problemu (plastyki teatralnej i taneczne), który u nas zdaje się najbardziej znajduje zastosowanie takie, Dalcroze złożył wyznanie: Widziałem ja dosyć tych przedstawień pseudo-rytmicznych, gdzie przedewszystkim chodziło o popisanie się i gdzie efekty zdradzały nadwrażliwość estetyczna podlejszego gatunku, która jest wrogiem stylu i porządku! Przedstawienia takie mogły pewno zjednać sobie pewien rodzaj publiczności. Z zainteresowaniem śledzę obecną ewolucję tańca, ale uważam, że nasze wysiłki powinny zmierzać ku temu, aby edukacja przez rytm i dla rytmu stawała się coraz bardziej artystyczna, ale nie szukała w rytmie sztuki samej dla siebie. Nie należy bowiem zapominać, że rytmika jest środkiem a nie celem. Niewątpliwie musi ona się specjalizować ciągle, bo rytm jest podstawą wszystkich sztuk- całej wiedzy i wogóle wszystkich czy to indywidualnych czy społecznych objawień czynów ludzkich…W każdym razie uważam za stosowne i mądre nie zaczynać za wcześnie specjalizować naszych studjów elementarnych. Może w ten sposób publiczność zacznie sobie zdawać sprawę z tego, że rytmika nie jest szkołą tańca.

Te kilka słów Dalcrozeʼa rozświetlają doskonale sens zasadniczy jego doktryny, która tworząc z rytmiki narzędzie techniczne w służbie elementarnej pedagogiki muzycznej, zasługuje na to, aby traktowana była z należytym pietyzmem.

Przyjazd Jacques-Dalcrozeʼa do Warszawy powinien mieć wielkie znaczenie dla rozwoju solidnych studjów rytmicznych u nas i dla właściwego zrozumienia celowości jego metody, która u nas tak często bywa uważana za … szkołę tańca”.

Henryk Opieński, Morges, 16 października 1927

W tym miejscu warto wspomnieć, na marginesie, iż w piątek, 6 grudnia 1927 roku, Opieński zorganizował w Filharmonii koncert poświęcony szwajcarskiej muzyce lat 30-tych XX wieku, podczas którego orkiestra, pod jego dyrekcją, wykonała utwory m. in. Hansa Hubera, Fryderyka Klose, Artura Honnegera, Jaques-Dalcroze`a i innych kompozytorów reprezentujących zarówno niemiecko jak i francuskojęzyczne kantony Szwajcarii.

Monica Jaquet, uczennica Jaques-Dalcrozeʼa (nauczycielka rytmiki w Instytucie genewskim od 1929 roku), w latach 1927-1939 wielokrotnie uczestniczyła w pokazach metody organizowanych w całej niemal Europie, w tym także w Polsce. Wspomina tę wizytę w biuletynie Le Rythme z 1984 roku (nr 34). Najbardziej zapadła jej w pamięci podróż do Warszawy. Większość zagranicznych wypraw była organizowana przez osoby reprezentujące Instytut, przy współpracy strony zapraszającej. Jaques-Dalcroze nigdy się tym nie zajmował. Niestety zdarzały się czasami nieprzewidziane przygody, i tak też było w przypadku podróży z Berlina do Warszawy.

Grupa miała wsiąść do pociągu z wagonami sypialnymi. Kursował do Warszawy 2 razy w tygodniu. Tymczasem berlińscy przyjaciele, przez pomyłkę, udali się na inny dworzec niż ten, z którego pociąg odjeżdżał … Żegnaj pociągu! Niedoszli pasażerowie czekali więc na zimnym dworcu na jakikolwiek inny pociąg, gdy w tym czasie berlińscy przyjaciele biegali w poszukiwaniu informacji. W końcu znaleziono pociąg kursujący codziennie, niestety złożony ze starych wagonów, do których wsiadało się bezpośrednio do przedziałów, nie mających ze sobą żadnego połączenia. Podróż, wyjątkowo mało komfortowa, trwała 9 godzin. Następnego dnia rano miała czekać na dworcu oficjalna delegacja złożona m. in. z członków Konserwatorium. Tymczasem grupa dotarła dopiero popołudniu. W czasie podróży każdy próbował znaleźć najbardziej wygodną dla siebie plastyczną pozycję. Sporym problemem był brak toalet, trzeba było więc każdorazowo wysiadać na kolejnych dworcach. Bariera językowa nie ułatwiała sytuacji. Do tego, z powodu braku wagonu restauracyjnego, panie miały puste żołądki. Miejscowi drobni handlarze oferowali głównie ogórki, herbatę, gryczane placki. Trudno więc się dziwić, że rytmiczki miały ochotę wracać. Na szczęście, do sąsiedniego przedziału weszło po drodze kilku polskich żołnierzy. Zaczęło się od wzajemnych uśmiechów i dość szybko atmosfera stała się wesoła. Monsieur Jaques bardzo szybko znalazł sposób na porozumienie się za pomocą uniwersalnego języka, jakim była oczywiście muzyka. Zaczęto śpiewać piosenki francuskie, szwedzkie, polskie, szwajcarskie, rosyjskie etc. Kiedy tylko panowie (niektórzy bardzo przystojni w opinii rytmiczek) stali się członkami spontanicznie powołanego zespołu wokalnego, rozbrzmiał wielki kanon Panie Janie (z wariacjami), pod dyrekcją Mistrza.

Warszawa wywarła bardzo pozytywne wrażenie na rytmiczkach, szczególnie jej zabytki, natomiast przemysłowa Łódź – szara i smutna – niestety nie, miasto przypominało obrazy z powieści Dostojewskiego.

Tym razem Jaques-Dalcroze (wraz z pięcioma uczennicami) został niezwykle uroczyście przyjęty. Znakomitego gościa witali na dworcu członkowie specjalnie powołanego komitetu powitalnego: przedstawiciel poselstwa szwajcarskiego – Pan de Segesser-Brunnegg z małżonką, delegat M. S. Z., pan Żelisławski, grono osób ze sfer artystyczno-pedagogicznych oraz oczywiście liczni przedstawiciele prasy. Przemówienie powitalne wygłosił redaktor naczelny czasopisma Muzyka, Mateusz Gliński. Główny protektorat nad wizytą objęła Pani Marszałkowa Piłsudska. Podczas tego pobytu, jeden dzień (19-go listopada) goście spędzili w Łodzi, gdzie o godz. 16.30 odbyła się prezentacja Metody w Teatrze Miejski (dzisiejszym Teatrze im. Stefana Jaracza).

W Warszawie, goście zatrzymali się w hotelu Polonia.

„Na cześć gościa wydano obiad w ścisłym gronie, przy udziale kilu wybitnych osób ze świata artystycznego. Wieczorem, w salonie Hotelu Europejskiego odbyła się czarna kawa przy udziale wielu osób z kół pedagogicznych, artystycznych, ministerjum spraw zagranicznych oraz prasy. Szereg utworów odegrała na fortepianie pani Robowska. W miłym nastroju zebranie, w czasie którego szereg osób miało sposobność do żywej wymiany myśli z p. Jacques-Dalcrozem, przeciągnęło się poza północ” – Kurjer Warszawski, 16 listopada 1927 roku.

Poniżej ulotka informacyjna nagryziona zębem czasu udostępniona nam dzięki prof. Barbarze Bernackiej.

16-go listopada 1927 roku Jaques-Dalcroze był gościem Radiostacji Warszawskiej. W programie (trwającym od 20.00 do 20.30), najpierw Franciszka Kutnerówna wygłosiła odczyt zatytułowany Jaques-Dalcroze w Warszawie i jego reforma wychowawczo-artystyczna, po czym głos zabrał Jaques-Dalcroze (mówił oczywiście w języku francuskim i prawdopodobnie Kutnerówna była jego tłumaczką). Udzielił też dwóch wywiadów prasowych, pierwszy dla pisma Epoka (z dnia 17 listopada), drugi dla ABC (z dnia 19-go listopada) zatytułowany Najbardziej okradany człowiek świata.

Fragment pierwszego wywiadu (rozmówca podpisał się inicjałem H. L. pogrubienia też są jego):

(…) „Ponieważ p. Dalcroze pracuje już od ponad lat dwudziestu zapytaliśmy, czy jego system z biegiem czasu został zmieniony lub uzupełniony.

Oczywiście – brzmiała odpowiedź – że od czasu Hellerau metoda moja została zmodyfikowana, rozwinięta i udoskonalona. Zasady moje wszakże są nadal niezmienione. Celem moim jest i dziś, jak poprzednio, rozwój wrażliwości artystycznej człowieka. Wszelkie zmiany i bieg czasu oraz szereg wymownych faktów świadczy, że żywotność mojej metody została umocniona i potwierdzona.

– Pan niewątpliwie wie, na czem opierają się argumenty pańskich krytyków, którzy atakują pana, twierdząc, że metoda pańska nie ma nic wspólnego z tańcem, ani wogóle ze sztuką… Ale czy nie «włamują się w otwarte drzwi?»…

– Ma pan zupełną słuszność. Metoda moja nie jest systemem tanecznym, lecz jedynie dyscypliną, przez którą powinien przejść każdy, kto się chce poświęcić sztuce tanecznej, lub jakiejkolwiek innej, zresztą….

Czy jest pan zdania, że można tańczyć utwory wielkich kompozytorów muzycznych? Pamięta pan, jak ktoś panu napisał zjadliwie: «Beine weg von Bach und Beethoven?» [ Nogi z dala od Bacha i Beethovena!]

– Owszem, przypominam sobie. Ale ten ktoś nie ma racji… My tych wielkich twórców nie tańczymy, lecz wolno nam ćwiczyć się przy akompaniamencie ich dzieł, poznawać ich style rytmiczne…

– A co sądzi pan o tańcu bez muzyki, propagowanym przez Mary Wigman?

– Mary Wigman skończyła mój instytut i choć jest osobą niewątpliwie bardzo utalentowaną, to jednak zarzucam jej ultrasentymentalizm i przesadną groteskowość w tańcu”.

Wywiad Jaques-Dalcrozeʼa, z dnia 19 listopada 1927 roku dla gazety ABC, podczas drugiego pobytu w Polsce, w Warszawie

„Siadamy w głębokich szafirowych fotelach. Starszy pan, o czerwonej okrągłej jak jabłuszko twarzy, zakończonej ciemną bródką, podobną do srebrnego wykrzyknika, niema w sobie nic z apostoła. Wygląda raczej jak dobroduszny rentjer francuski. [miał wówczas 62 lata] Zadaję mu sakramentalne pytanie, na które odpowiada, przeszywając mnie niezbyt życzliwym spojrzeniem wypukłych ciemnych oczów.

Nie lubi reporterów, nie znosi reklamy, nigdy się nie fotografuje – Oświadczył mi to na wstępie…

– Rozwój tańca rytmicznego?

– Otóż to właśnie jest owem nieporozumieniem, które każe ludziom wtłaczać moją metodę w ramy ciasnego określenia «taniec rytmiczny».

Metoda moja ma znaczenie o wiele głębsze. Jest ona platformą, z której człowiek wzbija się w różne dziedziny sztuki. Jest ona przygotowaniem zarówno do tańca jak i do muzyki, rzeźby, malarstwa i. t. p. Spełnia rolę jakby «masażu intelektualnego». Rozwija artystyczną wrażliwość u dziecka, a zarazem ujmuje w karby dyscypliny. Wprowadza ład w dziedzinę myśli.

Moją reformę zrozumiały najlepiej narody północy- Anglicy, Holendrzy, Rosjanie, Niemcy. Niestety, wojna wywarła fatalny wpływ na jej rozwój.

Dalcroze poprawia nerwowo binokle i szarpie srebrną bródkę.

Ileż to samozwańców namnożyło się w różnych krajach. Ile powstało szkół, w których «ulepsza się» metodę Dalcroza. [błąd w nazwisku] Tak. Tak. De Flers *[franc. dramatopisarz M.B.] miał rację…Otóż de Flers nazwał mnie «człowiekiem najbardziej okradanym na świecie».

Wszyscy kradną moje pomysły. Nawet w balecie rosyjskim i w «music hallach» amerykańskich i europejskich odnajduję ślady mojej teorji. Ale jeśli mnie okradają, to tylko z zewnętrznej szaty. Nprz. pomysł schodów wyzyskany został najprzód przez Rheinharda w Niemczech, a dziś niema już music hallu bez tego motywu i. t. d. Dzisiaj nawet nauczyciele black bottomu zasłaniają się szyldem Dalcroza.

W Polsce jestem po raz drugi (byłem u was w 1911 roku), nie miałem jednak sposobności poznać wszystkich szkół tańca rytmicznego. Znam jedynie p. Kutnerównę, jedną z najlepszych moich uczennic, która w nieskażonej formie przechowała zasady mojej metody.

– Co pan sądzi o black bottomach i charlestonach?

– Każdy taniec wykonywany przez ludzi młodych i pięknych może być piękny, ale ten szał zbiorowy, który opanował zarówno młodych i starych, ładnych i brzydkich ma wszelkie cechy zaraźliwej epidemii nic ze sztuką nie mającej wspólnego. Pierwiastek erotyczny odgrywa zbyt wielką rolę w nowoczesnym tańcu. To musi wywołać zdrową reakcję.

Ludziom chorującym na dancingo – manję radziłbym chodzić do kina, które daje większą sumę zadowolenia artystycznego niż murzyńskie tańce”.

Pierwszy pokaz Metody miał miejsce 17-go listopada, wieczorem, w Filharmonii.

W metodzie Dalcroze`a tkwi przede wszystkim pierwiastek muzyczny, a plastyka jest zaledwie cząstką całego systemu, którego głównym zadaniem jest gruntowne umuzykalnianie dzieci, urabianie ich słuchu i smaku, ćwiczenie ich woli przez pobudzanie jej do pewnej twórczości plastyczno-muzycznej i przez wtajemniczanie stopniowe małego adepta we wszelkie odcienie rytmiki, dynamiki i ekspresji muzycznej. Wyniki metody Dalcroze`a są zadziwiające i pod względem estetyki ogólnej wprost czarujące, a ewoluujące w atmosferze że tak powiem arkadyjskiej czystości i prawdziwego piękna.

Dwie godziny (bez żadnego antraktu) spędzone w Filharmonji na przypatrywaniu się demonstracjom plastycznym uczennic Dalcroze`a i słuchaniu ich subtelnych poczynań muzycznych, minęły jak chwila i pozostawiły wrażenie niezapomniane. Z pięciu uczennic (do których pod koniec przyłączyły się trzy uczennice p. Kutnerówny), które wdziękiem swoim, swobodą, pojętnością, pomysłowością i muzykalnością zachwycały audytorium, jedna była Angielką, druga Włoszką, trzecia Dunką, czwarta Chilijką, piąta Polką.

Przemówienie swoje zakończyłem we czwartek słowami: «Szczęśliwa byłaby ludzkość, gdyby się metoda Dalcroze`a jeszcze bardziej rozpowszechniła». Powtarzam je i dziś, w przekonaniu, że obecne pokazy w Filharmonji powiększą u nas znacznie zastępy zwolenników pięknego systemu, którego dobrodziejstwa w dziedzinie wychowawczej uznały oficjalnie prawie wszystkie kulturalne narody. Taki n. p. «Rytmik Bund» niemiecki liczy dziesiątki tysięcy adeptów.

Na zakończenie dodam jeszcze, że – pomimo twierdzenia samego twórcy metody, iż nie jest ona przeznaczona dla baletu i pokazów publicznych – niezmiernie przydałaby się wybitna dalcrozistka w rodzaju n. p. p. Franciszki Kutnerówny, w szkole baletowej Opery warszawskiej”.

Po obejrzeniu pokazów, swoimi wrażeniami podzielili się też z czytelnikami Stanisław Niewiadomski i Felicjan Szopski.

Z życia muzycznego – E. Jaques-Dalcroze w Warszawie, St. Niewiadomski:

„Słynny twórca metody stosowania gimnastyki w nauce muzyki Emil Jaques-Dalcroze przyjechał do Warszawy na zaproszenie p. Kutnerówny i wczoraj odbył w Filharmonji publiczny pokaz lekcji z udziałem pięciu swoich uczennic, przywiezionych z Genewy, do których następnie przy końcu produkcji przyłączyły się trzy uczennice p. Kutnerówny.

Mistrza powitał w imieniu komitetu p. Adam Wieniawski. W wybornej przedmowie, wypowiedzianej doskonałym językiem francuskim, dotknął stosunku naszego społeczeństwa do metody Dalcroze`a, posiadającej u nas niemałą ilość poważnych przedstawicieli. Wiadomo, że pomiędzy uczniami swymi tak w Genewie, jak w Hellerau posiadał Jaques-Dalcroze wielu Polaków. Rozeszli się oni częściowo po świecie. A częściowo pracują w kraju, w którym też gęsto rozsiały się szkoły, uprawiające gimnastykę rytmiczną. Możemy śmiało powiedzieć, że metoda ta przyjęła się u nas, chociażby nawet tu i ówdzie pewnym zmianom ulec musiała.

Trzeba jednak wiedzieć, że i sam mistrz w ciągu długoletniej swej pracy pedagogicznej zmieniał zasadniczo poglądy na znaczenie i cel swej metody, co właśnie, zdaniem naszem, za nią tylko przemawia, gdyż jej twórcy widocznie nie zależy jedynie na przeprowadzeniu pewnych teoretycznych doktryn, lecz nieustannie szuka dróg, najlepiej prowadzących do celu, i że metoda jego jest czemś żywym; co z jednostek poświęcających się gimnastyce rytmicznej wytwarza istoty odczuwające muzykę doskonale, po prostu przesiąknięte na wskroś rytmem i dźwiękiem. [moje podkreśleni M.B.]

Znakomity nasz gość w długiej przedmowie, poprzedzającej pokaz, sprecyzował swe dzisiejsze poglądy w zdaniu, że gimnastyka rytmiczna jego metody zwraca się do jednego celu, t.j. do umuzykalnienia gruntownego swoich adeptów i że służy nie tylko teatrowi, ani widowiskom lecz muzyce. Taka była jego pierwotna zasada. Gdy w roku 1910 opuścił Szwajcarję i przeniósł się do Niemiec, gdzie założył słynny swój zakład w Hellerau, praca jego zdawała się więcej mieć na oku cele widowiskowe: plastykę ruchową i mimoplastykę. Obecnie Dalcroze powrócił do założenia pierwotnego, a pokaz jego wczorajszy stwierdził to wymownie.

Produkcja z początku jednostajna i niezbyt zajmująca, bo znana nam ze wszystkich tutejszych popisów, stawała się coraz bardziej interesująca w miarę wykazywania istotnie świetnych rezultatów umuzykalnienia uczenic Dalcroza. Prawda, że każda z nich odznacza się wybitnym talentem, ale gdy chodzi o niezależność w ruchach o zdumiewające wprost wyrobienie muzycznej wyobraźni, o niezmierną czujność i przytomność umysłu, to zdolności same wystarczyćby nie mogły. Do biegłości w tworzeniu kanonów według improwizowanego przez mistrza tematu, do improwizowania ruchów na temat, poprzednio zadawanych melodyj, śpiewanych jedno- dwu- i trzygłosowo, lub granych na fortepianie, oraz do powtarzania (co dwa Takty) improwizowanego przez nauczyciela utworu, trzeba koniecznie nadzwyczajnej pracy, ćwiczenia i w końcu krańcowego opanowania całej techniki. Rzecz przytem widoczna, że panie przechodziły naukę harmonji bardzo gruntownie i naukę kompozycji. Improwizacje ich, oklaskiwane z zapałem przez publiczność, odznaczają się świeżą i ciekawą pomysłowością rytmiczną, harmonjami nowemi, a mimo to zupełnie czystemi, bez kakafonij, bez dziwactw i nonsensów, ulubionych w muzyce t. zw. modernistycznej. Zaprawdę, zdrowy ten kierunek myśli muzycznej już sam dla siebie zasługuje na gorące uznanie.

W dodatku, produkujące się panie rozporządzają głosami niewielkiemi wprawdzie, lecz dobrze, naturalnie ułożonemi. Rzecz prosta, że słuchało się tej całej podukcji z wzrastającem zajęciem, była ona piękna i po odłączeniu wszystkich pedagogicznych swoich wartości, piękna i sympatyczna. Bo dodać w końcu należy, że panie całym swym poważnym i pełnym prostoty i wdzięku zachowaniem się na estradzie zdobywają sobie odrazu sympatję widza. O jakiemś zaś specjalnem przygotowaniu do produkcji poza kilkuletniemi studiami, o porozumiewaniu się i układach mowy tu niema. Dalcroze słynie ze swej ścisłości i sumienności”.

Warszawianka, 18 listopada 1927, St. Niewiadomski

„Sławna metoda E. Jacques-Dalcroze`a nie jest nam wcale nowością nieznaną sferom kultywującym poważną muzykę. Przed kilkunastu już laty przyszła do nas i wzbudziła zainteresowanie niezwykłe. Zainteresowanie to wzmogło się jeszcze, kiedy przybył sam mistrz do Warszawy i podobnie, jak wczoraj urządził w Filharmonji dwa świetne pokazy. Nauka Dalcroze`a zaczęła się przyjmować, a nawet pierwsze, skromne owoce wydawać, gdy przyszły lata wojny i przekreśliły ją na czas bardzo długi. Ostatnie lata przywołały ją do życia i oto apostołom dobrej sprawy przybywa znów mistrz ku pomocy. Na estradzie Filharmonji zjawia się sympatyczna jego postać i przemawia słowem szczerem, z naturalnością, prostotą, mądrością i przedewszystkiem wielką pewnością, ugruntowaną na coraz większem doskonaleniu swej metody, coraz większem doświadczeniu i na obserwacji bogatych rezultatów swej pracy. Staje obok niego grono uczennic, ożywionych, pełnych zapału, umuzykalnionych, wyrafinowanych rytmiczek. Po słowach powitania, wygłoszonych przez pp. Wieniawskiego i Hellmana, przemawia i w jasnych słowach przedstawia zasady swojej nauki Dalcroze. Znamy je, ale to dobrze, że słowa samego twórcy metody usuwają wielki błąd w sądzeniu rzeczy tak często spotykany, t. j. podporządkowywanie sprawy celom plastycznym, a nawet celom tanecznym.

Dalcroze przypomina wyraźnie, że ideałem ostatecznym, do którego się tu dąży, jest tylko umuzykalnianie, jest olbrzymie podniesienie kultury muzycznej. Idzie się do tego ideału przez wykształcone poczucie rytmiki, przez wszczepienie tego poczucia w organizm, przez skoordynowanie wszystkich czynników ruchu, gestu, z wewnętrzną inicjatywą myśli i odruchem uczucia, wreszcie przez kształcenie słuchu.

Usiłowania Dalcroze`a nie mają nic wspólnego z technicznem kształceniem pozy, z gimnastyką, akrobatyką i. t. p. Wszelkie ujmowanie gestu w szablony, wyćwiczone, wymustrowane jest tej nauce obce. Przeciwnie, tolerowany jest gest swobodny, choćby niedość zgrabny, niedość estetyczny. «Nie pracuję dla sceny – mówi Dalcroze – pracuję dla dzieci. Uczennice moje nie kształcą się do występów publicznych. Zadaniem ich jest tylko wewnętrzne wysubtelnienie muzykalności».

Jeśli zatem w popisie uczennic Dalcroze`a szukać będziemy niezwykłej piękności form plastycznych i urozmaicenia, jeżeli będziemy szukać jakiejś realizacji myśli muzycznych w tańcach plastycznych, jeśli komuś nasunie jakieś uwagi krytyczne, rzecz będzie polegała na zasadniczym nieporozumieniu. Jeśli sięgniemy do rezultatów muzycznych, znajdziemy je istotnie fenomenalnemi.

Ten pokaz ćwiczeń o charakterze improwizacyjnym, nie przygniecionych żadną tresurą mechaniczną, uwzględniających, szanujących, a nawet podniecających wszelką indywidualność, staje się coraz więcej zajmującym, nawet zaczyna budzić podziw, zwłaszcza gdy uczennice weszły w sferę improwizacji muzycznych, jedno i wielogłosowych ćwiczeń wokalnych kanonów, interesujących niezwykle ćwiczeń fortepianowych i. t. p. Omawianie wszystkich szczegółów pokazu musiałoby być treścią dłuższego studjum. Kto ich ciekawy niech im się zechce przypatrzeć uważnie w niedzielę [20-go listopada]”.

Kurjer Warszawski, 19 listopada 1927, F. Szopski

Przyjazd Jaques-Dalcrozeʼa do Łodzi był kilkakrotnie wcześniej anonsowany w miejscowej prasie (także niemieckojęzycznej Freie Presse). Od 13-go listopada, czasopisma takie jak Kurjer Łódzki, Hasło Łódzkie, Rozwój, Łódzkie Echo Wieczorne niemal codziennie informowały swoich czytelników o tej niezwykłej wizycie.

„ Pod protektoratem P. Marszałkowej Piłsudskiej i p. posła szwajcarskiego w Warszawie, P. de Segesser-Brunnegg z małżonką, urządzony będzie w nadchodzącą sobotę [19 listopada M.B.] o godzinie 4-tej po południu, w teatrze Miejskim, pokaz zespołu tanecznego słynnego reformatora tańca Jacques`a Dalcroze`a [błędny zapis nazwiska M.B.], pod jego kierunkiem i z osobistym jego udziałem. Urządzeniem pokazu, który ze względu na obecność znakomitego gościa będzie miał charakter doniosłej w życiu kulturalnem Łodzi manifestacji artystycznej zajmuje się Warszawski Komitet przyjęcia, zostający jak to wyżej zaznaczono pod protektoratem P. Marszałkowej Piłsudskiej oraz szeregu wybitnych postaci ze świata dyplomatycznego i rządowego stolicy. Wszystkie te wysokie osobistości zapowiedziały przyjazd swój do Łodzi na sobotę”. (Kurjer Łódzki, Hasło Łódzkie)

17-go listopada, Szopski po raz kolejny przypomina o wizycie, dodając:

„Sfery artystyczne, a osobliwie sfery muzyczne Łodzi żywo są poruszone zaszczytnym dla naszego miasta faktem przybycia znakomitego reformatora rytmiki tanecznej, słynnego na cały świat prof. Emila Jacques`a Dalcroze`a, który wraz z zespołem swych uczennic wystąpi w sobotę o 4 m. 30 po poł. Na scenie Teatru Miejskiego”.

*

W dniu pokazu przekazano zarówno w Haśle Łódzkim jak i Ilustrowanej Republice informację, iż o godzinie 10-tej rano, na dworcu Fabrycznym powitają znakomitego gościa przedstawiciele sfer artystycznych miasta. Bilety na pokaz, poza kasą teatru, sprzedawała również pobliska cukiernia Gostomskiego.

W przeciwieństwie do prasy warszawskiej nie znalazłam tak obszernych artykułów poświęconych Metodzie, przygotowujących łódzkich czytelników do wizyty, jak też recenzji, czy choćby relacji z pokazu. W tym okresie w Łodzi funkcjonowało już kilka szkół zakładanych m. in. przez uczennice Jaques-Dalcroze`a, po uzyskaniu uprawnień w Hellerau. Były to: Ada Hoch, Jadwiga Zarzycka, Adolfina Paszkowska, jak też uczennice Mieczyńskiej. Zajęcia gimnastyki rytmicznej wprowadzane były również do programów nauczania w szkołach muzycznych, m. in. szkole przy Towarzystwie Muzycznym im. Szopena. Tym bardziej dziwi ten brak komentarzy.

Ogólne informacje o metodzie pojawiały się raczej przy okazji pokazów szkolnych, często nazywanych jako rytmiczne, taneczne, gimnastyczne, organizowanych przez właścicielki szkół. Autorem relacji z pokazów był przede wszystkim dziennikarz i krytyk muzyczny Feliks Halpern. 14 maja 1923 roku i 24 maja 1924 roku w Głosie Polskim opublikował relacje z pokazów plastyki uczennic Zenobji Janczewskiej, omawiając przy okazji, po krótce, założenia metody Jaques-Dalcroze`a.

9-tego marca 1927 roku w Łódzkim Echu Wieczornym ukazał się artykuł (autor anonimowy) zatytułowany Kino triumfuje nad teatrem, ale taniec wydziera kinematografowi palmę pierwszeństwa. Źródło rozpowszechniania szkół tanecznych, w którym wspomniany został Jaques-Dalcroze. Wymieniane są w nim nazwiska Diagilewa i słynnych rosyjskich tancerzy, rosyjskich kompozytorów takich jak Borodin, Musorgski, Rimski-Korsakowa. Wspomniany jest balet szwedzki, wybitne tancerki jak Izadora Duncan czy Rita Sacchetto (która gościła w Łodzi). Wymieniono najważniejsze europejskie szkoły prowadzone m. in. przez Mary Wigmann, Rudolfa v. Labana, szkołę Hellerau-Laxenburg (pod Wiedniem) i inne. Podsumowując, autor stwierdza, iż: „wszystkie dążenie tych szkół idą w kierunku stworzenia nowego tańca. Jak wszędzie, tak i tu sztuka najbliższej przyszłości – taniec klasyczny – jest odsunięty na ostatni plan. Ówczesna sztuka taneczna jest zupełnie pozbawiona tradycji. Tym szersze otwierają się horyzonty; tem więcej dróg prowadzi w przyszłość. Olbrzymie znaczenie odegrało odkrycie przez Jaques`a Dalcroze`a rytmu muzycznego, jako źródła zupełnie nowych możliwości tanecznych. Do podobnych wyników doszedł Laban, szukając rytmu nie w muzyce, jak Dalcroze, tylko w ciele tancerza”.

Pod koniec maja 1927 roku, kilka miesięcy przez wizytą Jaques-Dalcroze`a w Łodzi, odbył się pokaz uczennic szkoły Haliny Krukowskiej, o którym – ponownie – w Głosie Polski, z dnia 24 maja, relacjonuje Halpern:

„Gimnastyka rytmiczna – to nietylko środek pedagogiczny w celu rozwijania sił fizycznych i poczucia muzycznego rytmu ale jest to zarazem metoda, której dobroczynne działanie rozciąga się na system nerwowy, na kształcenie woli, na szybkość orientacji, bystrość obserwacji, słowem, pobudza czynniki stwarzające człowieka zdrowego duchem i ciałem. Nie należy identyfikować gimnastyki rytmicznej z gimnastyką przy muzyce – zastrzega się przeciw temu wyraźnie Jacques-Dalcroze, czyniąc różnicę między gimnastyką metryczną a rytmiczną; wyczuwanie najsubtelniejszych rytmów i wyrażanie ich ruchami ciała a nie szwedzka gimnastyka w takt muzyki jest podstawą metody Dalcroze`a. Większość słuchaczów bądź widzów wyobraża sobie niewątpliwie, że gimnastykę rytmiczną uprawiać mogą tylko wyjątkowe organizacje muzyczne. Otóż ogólnego zastosowania metody Dalcroze`a nie trzeba brać pod kątem tak rafinowanego muzycznego wykształcenia, jakie wykazują produkcje Iraili Gadescovej, Lucy Kieselhausen, Maryli Greno. Ta znajomość solfeggiów, wyrobienie absolutnego słuchu, umiejętność czytania cztero głosowo-cyfrowanego basu są to najwyższe stopnie muzycznego wyrobienia, do których nie każde dziecko dążyć może i powinno. Główny czynnik edukacyjny t. j. wyrobienie woli, względne poczucie rytmu (o ile nie jest wrodzone), panowanie nad sobą, szybkość orjentacji – to zależy, które zdobywa się w stosunkowo odpowiedniej dozie na każdym stopniu wykształcenia w rytmicznej gimnastyce. Pięknem w tej metodzie jest mimowolne połączenie ruchów, czysto rytmiczne mających znaczenie z ideą taneczną. Ćwiczenia te często (część I) przybierają pozór tańca i wtedy wkraczają w dziedzinę sztuki plastycznej (część II programu) – metody Izadory Duncan.

W myśl powyższych zasad założyła w naszem mieście przed niespełna rokiem swoją uczelnię p. Halina Krukowska i wykazała na niedzielnych pokazach nader dodatnie rezultaty swej pracy pedagogicznej, zwłaszcza w I części programu zawierającego lekcje, t. j. ćwiczenia. Oczywiście, tu wyróżniły się niektóre dzieci obdarzone uzdolnieniem muzycznem; im większe inklinacje muzyczne, tem lepsza realizacja i dosadność rytmiczna, tem wyraźniejsza dynamika i ekspresja ciała. (…)

Pragnęlibyśmy, by gimnastyka rytmiczna ze względu na swe zbawienne rezultaty znalazła drogę do każdego domu i życzymy nowej uczelni jaknajlepszego rozwoju”.

Po pokazie w Teatrze Miejskim w Łodzi szukałam relacji w prasie polskojęzycznej, niestety z niewielkim skutkiem. Natomiast w niemieckojęzycznym czasopiśmie Freie Presse, z dnia 22 listopada, ukazała się relacja z pokazu, zatytułowana Jaques-Dalcroze w Łodzi, podpisana przez Dr Charlotte Patzer.

Autorka, najprawdopodobniej przez fakt, że Jaques-Dalcroze urodził się w Wiedniu, uznała go za kompozytora wiedeńskiego, o nazwisku Jacob Talkes [sic] „znanego bardziej pod eufonicznym francuskim nazwiskiem jako Jacques Dalcroze” [oczywiście błędny zapis M.B.]. Ponadto twierdzi, iż Jaques-Dalcroze jest ”pierwszym Niemcem, który stworzył podwaliny dla artystycznej kultury fizycznej”. Zdziwiło ją nawet, dlaczego dla znającej język niemiecki publiczności łódzkiej autor metody swoje komentarze wygłaszał w języku francuskim, co wymagało zaangażowania tłumacza. Podkreśla też, że to właśnie w Niemczech narodziło się pojęcie tak popularnej w Europie gimnastyki rytmicznej oraz, że po raz pierwszy od czasów Platona muzyka i rytm zostali wezwani do bycia wychowawcami człowieka. O samej metodzie pisze niewiele i bardzo lakonicznie. Muzyka, w jej opinii, pełni w niej rolę niemal despotyczną. Uczennice biegały w rytm muzyki lub chodziły, zmieniane było tempo, wymuszane zatrzymania, skoki, nagłe zwroty, swobodne ruchy. Pokaz oczywiście zrobił na autorce wrażenie, natomiast metoda, w jej opinii, przeznaczona jest głównie dla osób uzdolnionych muzycznie, zarówno nauczycieli jak i uczniów.

Po powrocie do Warszawy, w ostatnim dniu pobytu (20-go listopada), w teatrze Komedja (ul. Jasna 5), odbył się pokaz uczniów szkoły Franciszki Kutnerównej. Atrakcją był występ orkiestry złożonej z 40 dzieci, w wieku 4 – 12 lat, pod batutą jednej z uczennic.

Na koniec, kilka słów o przykrej sytuacji, jaka miała miejsce wobec Mieczyńskiej, w czasie tej drugiej, listopadowej, wizyty Jaques-Dalcroze`a w Polsce. Trzeba przyznać, że Kutnerówna skutecznie zawładnęła wizytą. I tak samo skutecznie starała się, aby Jaques-Dalcroze nie odwiedził szkoły Mieczyńskiej i nie zobaczył pokazu jej uczennic. Mieczyńska w swoich wspomnieniach pisze, że najpierw udała się na dworzec z bukietem kwiatów by powitać Jaques-Dalcroze`a, który jedynie zapewnił, iż spotkają się wieczorem na pokazie w Filharmonii. Próbowała bezskutecznie porozmawiać z nim, została jednak jedynie grzecznościowo zaproszona do złożenia wizyty w hotelu Polonia. Po przyjściu do hotelu dowiedziała się, że Kutnerówna zdążyła już uświadomić Jaques-Dalcroze`a, iż jej „konkurentka” już nie prowadzi zajęć wg jego metody, lecz uczy akrobatycznych łamańców. Jaques-Dalcroze skomentował ten fakt postanowieniem o poprowadzeniu zajęć w szkole Mieczyńskiej, by móc skontrolować umiejętności jej uczennic. Nic dziwnego, że ta poczuła się dotknięta. Zachowała jednak klasę, zaprosiła Mistrza, zaproponowała termin, podała adres, nawet zaproponowała przysłanie kierowcy. Jaques-Dalcroze nie pojawił się, przekazał jedynie telefonicznie informację (za pośrednictwem osoby trzeciej), iż udaje się do szkoły Kutnerównej. Mąż Mieczyńskiej skwitował ten fakt zdaniem: „nie wiedziałem, że pan Dalcroze jest niewolnikiem pani Kutner”. Następnego dnia, podczas rozmowy w hotelu z jedną z uczennic, jej mężem i mężem Mieczyńskiej, Jaques-Dalcroze był nieco zażenowany. Przyznał, że nie dano mu możliwości przyjścia do szkoły. Sama Mieczyńska nie tylko nie poszła na to spotkanie, odmówiła też pożegnania się.

Być może w grę wchodziła zazdrość? Kutnerówna ukończyła jedynie genewski kurs, natomiast Mieczyńska uzyskała pełniejsze przygotowanie w Hellerau i do tego była jedną z rytmiczek biorących udział w pierwszej inscenizacji Orfeusza Glucka. Nigdy już nie pisała do Jaques-Dalcroze`a i nie jeździła do Genewy. W tym samym, 1927 roku, pojechała na kurs prowadzony przez Rosalię Chladek w Laxenburg. Natomiast w dniu wyjazdu Jaques-Dalcroze`a z Warszawy (20-go listopada), w Gazecie Porannej, ukazał się list otwarty, skierowany do niego:

„Czcigodny i kochany Mistrzu.

Przyjazd Twój napełnił nas radością. Przeczytawszy w prasie, iż przyjeżdżasz « dla zorjentowania się w ruchu rytmicznym w Polsce », wyczekiwaliśmy Ciebie z utęsknieniem, mając nadzieję, że wreszcie będziemy mogli przedstawić Ci rezultaty naszej długoletniej pracy i usłyszeć twoje zdanie. – Niestety zawiedliśmy się! Komitet, na czele którego stoi p. Kutnerówna, nietylko nie wybrał nas, absolwentów Instytutu Dalcrozeʼa do swego składu, lecz pomimo naszych gorących próśb, zgłaszanych do Ciebie, nie dopuścił Cię do zwiedzenia naszych szkół.

Stąd żal i zawód z naszej strony, a z Twojej niesprawiedliwe oświadczenie, iż w Polsce jedynie p. Kutnerówna przechowała w nieskażonej formie zasady Twojej Metody (wywiad J-D dla A.B.C. nr 318). Zatem sąd Twój o naszej pracy, wydany został przez Ciebie nie na podstawie wrażeń i spostrzeżeń osobistych, lecz oparty na relacjach osób obcych – prawdopodobnie osób złej woli.

Szkoda, że tak pożegnać Cię musimy, pozostaje nam jednak nadzieja, że następny Twój pobyt u nas umożliwi Ci istotne sprawdzenie stanu nauki rytmiki w Polsce.

Pracę naszą nadal niemniej gorliwie i lojalnie wobec Ciebie Mistrzu prowadzić będziemy. Oddani Ci uczniowie,

Janina Mieczyńska, Adolfina Paszkowska, Stefan Wysocki”.

 Informacje o drugiej wizycie Jaques-Dalcroze`a w Polsce zostały też odnotowane w 1927 roku, w prasie zagranicznej. W Szwajcarii m. in. w Journal de Genève (16 listopada), Tribune de Genève (26 listopada), Gazette de Lausanne (16 listopada), Bund (30 listopada), Hamburger Freunde (25 listopada), a także, kilkakrotnie, w czasopiśmie Messager polonais, wydawanym przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych (3, 11, 13, 14, 18, 20 i 24 listopada). W tym ostatnim, w dniu 24 listopada 1927 roku, pojawiła się m. in. relacja z przedstawienia przygotowanego przez Kutnerówną i jej uczennice w ostatnim dniu pobytu Jaques-Dalcroze`a (Le spectacle dʼenfants en lʼhonneur de Jaques-Dalcroze). W programie znalazły się układy opracowane do fragmentów jednej z oper Humperdincka, kompozycji Pani Dubrawskiej p.t. „Bal grzybków” oraz dwóch piosenek Jaques-Dalcroze`a – Wizyta i Omlet. Udział w pokazie wzięło prawie 50 dzieci, które ujawniły ogromną muzykalność, inteligencję, intuicję i łatwość w realizacji ćwiczeń rytmicznych. Pokaz prowadziła Pani Dubrawska. Co ciekawe, wcześniej, po zakończeniu I wojny światowej, była ona nauczycielką solfeżu w nowej Szkole Rytmiki i Plastyki Mieczyńskiej. Niestety Mieczyńska nie była zachwycona stosowaną przez nią metodą, która znacznie odbiegała od solfeżu dalcrozowskiego; panie się rozstały.

W Niemczech opublikowano relacje z drugiej wizyty Jaques-Dalcroze`a w Polsce m. in. w czasopismach: Bund (30 listopada), Hamburger Freunde (25 listopada) oraz Deutscher Musiker-Zeitung (10 grudnia).

***

Na zakończenie, jeszcze jeden wycinek z ówczesnej prasy – relacja Felicjana Szopskiego – bardziej ciekawostka, niż informacja o charakterze merytorycznym. Obrazuje klimat panujący ówcześnie wokół Rytmiki Dalcroze’a, wśród jej głównych polskich reprezentantek – p. Kutnerówny i p. Mieczyńskiej: Goniec wieczorny – 1914, 9 czerwca – Felicjan Szopski.

/ej/

© SPIMR – Stowarzyszenie Pedagogów i Miłośników Rytmiki


Opublikowano

w

, ,

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *